Jesteśmy na łące lub na plaży. Wiatr we włosach, bryza na twarz, miła rozmowa, śmiech, wspólnie spędzony czas z przyjaciółmi. Wieczorne smutne pożegnanie. Może wspólne plany na następny dzień i…….zaskoczenie. Niejednokrotnie nawet się zdarza, że po miło spędzonym dniu, pod dom podjeżdża karetka. Diagnoza to udar słoneczny.
Tego w naszych planach nie było. Nie było też nakrycia głowy, czy odpowiedniej ilości płynów.
Szczególnie groźny jest mały wietrzyk, który przyjemnie łagodzi upał i nie pozwala nam w porę zauważyć niebezpieczeństwa. Udar i poparzenia słoneczne to straszny ból. Może dojść do powstania bąbli, a co za tym idzie przerwania ciągłości skóry i sepsy. Sepsa to zakażenie organizmu bardzo często kończące się śmierciom. W mediach bywa też głośno o czerniaku skóry. Nowotwór ten potrafi się pojawić nawet po kilkudziesięciu latach od dnia gdy pozwoliliśmy sobie na zbyt długą słoneczna kąpiel. W ostatnich latach zbiera on swoje śmiertelne żniwo wśród coraz młodszych ludzi. To dobrze, że ze względu na cierpienie i choroby, opalenizna przestała być modna, jednak nie zmieniło to tej groźnej sytuacji. Pamiętajmy, że wystarczy tylko parę godzin na słońcu by wpakować się w poważne kłopoty na całe życie.
Kremy z filtrem, duża ilość wypijanej wody, nakrycie głowy, nie drzemanie na słońcu może uratować nam zdrowie a nawet życie.
Pamiętajmy też, że słońce opala równie mocno w wodzie, czy w półcieniu. Chrońmy szczególnie mocno małe dzieci i osoby starsze. Nie pozostańmy obojętni, gdy na plaży czy górskim szlaku spotkamy kogoś kto zaczyna się zmieniać w indianina. Poparzenia słoneczne są podstępne i długo mogą przez samego zainteresowanego zostać nie zauważone.
A Zajączek no cóż… 🙂 Jego przed poparzeniem chroni futerko . Duża ilość płynów w zieleninie przed odwodnieniem, a zamiłowanie do cienia przed całą resztą nieprzyjemnych słonecznych konsekwencji.